Prezent oddany, więc mogę się chwalić ;)
Pomysł nie mój, ukradziony z
tej stronki
Szal ściegiem angielskim ma długość 160 cm plus 15 cm frędzli i 65cm
warkocza. Kaptur wyszedł 30/25 cm. Sam warkocz mógłby być o 10 cm dłuższy, lepiej by się układał,
niestety tak przycięłam włóczę i na poprawki było już za późno, ale
nosić się da i to jak!
Włóczka gruba, mięciutka i niesamowicie ciepła , z dodatkiem alpaki. Użyłam drutów nr 7, więc szybko i przyjemnie się pracowało.
Cóż mogę o nim jeszcze napisać? ;)
Najpierw zrobiłam szal z warkoczem, a
właściwie szalik, bo włóczka grubaśna i dorobiłam kaptur wkuwając się w
oczka brzegowe. To mój drugi robiony kaptur w życiu i chciałam go zrobić
bardziej 'profesjonalnie' niż zszyty kawałek prostokąta. Za 'francuską' plisą (w co
drugim rzędzie) z obu stron odejmowałam oczka, a z obu stron środkowego
oczka dodawałam po jednym (w sumie 6 razy). Dalej dziergałam sobie
prosto jakieś 18 cm i wcięcie zrobiłam rzędami skróconymi. Tu już
musiałam każdą część robić osobno. Zszyłam niewidocznie... prawie ;)
Gdybym miała jeszcze jakiś prezent dla siostry pod ręką, szal zostałby u mnie, ale wiadomo - szewc bez butów chodzi ;)
Zdjęcia wykonane na szybko, telefonem, są jakie są...
w 'sesji' bardzo pomagał mi synek: 'mama, co robisz ciekawego? Ja też chcę!'
No to proszę bardzo ;)
Mąż też mi bardzo pomógł. Luby ma niespotykany talent do robienia mi 'bardzo ładnych zdjęć', a samej sobie pstrykać trochę ciężko... więc miał posłużyć jako wypełniacz kaptura... i wyszedł nam...
rycerz w kolczudze ;)
i zdjęcie z cyklu: możesz być przez chwilę normalny? :D
Teraz wiem, że muszę kupić sobie sztuczną, manekinową główkę ;)
Pozdrawiam serdecznie
Zośka